sobota, 12 lutego 2011

Moje motywacje cz. I

Mój Przyjaciel, który zagląda na tego bloga, zasugerował mi kiedyś, że za mało mnie na tym moim blogu :) Dziś z kolei moja Przyjaciółka ( też Czterdziestka :)), która również śledzi moje wypociny zażyczyła sobie więcej moich doświadczeń. Ostatnio post o moim lenistwie spowodował, że na drugi dzień pomaszerowała na siłownię :)
Mają rację! Skupiłam się na przepisach, bo chciałam być na bieżąco z tym, co udało mi się upichcić i co tak cudnie nastraja mnie do tej diety.
Wszystko zaczyna się od motywacji
To co opisałam w swoim pierwszym poście , to powód rozpoczęcia diety i zmian. Jednak każdego dnia potrzebujemy nowej motywacji, siły, która pozwoli nam sięgać po to, co powinniśmy a strzec przed niedozwolonym. Zdałam sobie sprawę, że dobra motywacja jest jak jeden kamyczek powodujący lawinę. Coś nam zapada w głowę, nieważne co, ważne, że myśl o tym kieruje naszym zachowaniem przez kolejne godziny albo dni. Przyszło mi do głowy, że tak naprawdę warto codziennie poszukać takiego "kamyka". Przekonałam się, że jest ich mnóstwo, a
odchudzanie po czterdziestce nie jest łatwe.
Oprócz mojej czterdziestki  (i perspektywy kolejnej, w niezbyt wygodnym ciele) dowiedziałam się  o terminie pewnego, ważnego dla mnie wydarzenia, które ma odbyć się 9 marca. Nie zagłębiając się w rodzaj tej imprezy, jedno jest pewne, muszę wyglądać super. Super, czyli w moim tłumaczeniu mam ja sama akceptować swój wygląd i ma mi on nie zepsuć nastroju. Będą zdjęcia, kamery, więc zależy mi na każdym zgubionym kilogramie. I to jest super motywacja!  Ale... co po 9 marca?
" Moje motywacje" to cykl, w którym będę pisać o tym, co mnie motywuje na co dzień i od święta. Sprawdziłam na sobie, że nie warto szukać dalekosiężnych motywacji. Mimo szeroko i daleko rozwiniętej wyobraźni, w lutym nie działa na mnie perspektywa wyjazdu na wakacje. Potrzebuję codziennie paliwa i codziennie chcę widzieć jak daleko na nim jadę. I tak, dziś założyłam spodnie, którym do dopięcia się brakowało ładnych parę centymetrów. Założyłam, sprawdziłam czy da się usiąść i pojechałam na zakupy. Po chwili zapomniałam, że mam je na sobie, bo nic mnie nie piło! Jak wróciłam, córka robiła placuszki z jabłuszkami i cukrem pudrem...
Zgadnijcie czy mnie kusiły? :)
c.d.n.

1 komentarz:

  1. Myślę, że nic a nic :) I tak trzymać :)) Ja też weszłam w spodnie, w ktorych do tej pory wyglądałam jak baleron :) Niech żyje Dukan :))

    OdpowiedzUsuń