poniedziałek, 14 lutego 2011

Czuję, że to nareszcie ta dieta !!!

W swojej pasji odchudzania "zwiedziłam" już niejedną dietę. Do każdej podchodziłam z wielką nadzieją i z nastawieniem, że to ostatni raz. Kilka lat temu udało mi się zrzucić prawie 30 kg, to była niskokaloryczna dieta 1000 kcal. Wydawała mi się najlepsza, rozsądna, a przede wszystkim polecana przez większość dietetyków. Mogłam dobierać sobie sama menu, operując tylko kalkulatorem i tabelą kaloryczną. Oczywiście założeniem dietetyków jest w przypadku tej diety racjonalizm i zastępowanie obiadu ciastkiem było już tylko i wyłącznie moim wymysłem. Przerażał mnie właśnie zakaz słodkich rzeczy. Na nic tłumaczenia, że kawałek mięsa i surówka będzie dla mnie lepsza niż ptasie mleczko. Mnie się chciało słodkiego!
Schudłam, ale nie na długo... powrót do normalnego jedzenia był szybki i owocny. Tyłam w oczach, bo w  tej diecie brakowało mi instrukcji na okres "po".

Kiedy indziej zachwycałam się suplementami, a to Cambridge, a to Herbalife, efekt mniej spektakularny ale  tak samo trwały, czyli nietrwały. Do tego jeszcze nie było to tanie rozwiązanie, a monotonność dawała się we znaki po trzech dniach.

Nie będę się rozpisywać o różnych dietach cud  typu kapuściana, Atkinsa, Kwaśniewskiego, Diamondów itd, które stosowałam, bo nie warto. W moim przypadku się nie sprawdziły. Nie oceniam tych diet, ale po prostu mnie nie służyły.
Ostatnia dieta jaką stosowałam, to dieta strukturalna dr. Bardadyna. Zapoznałam się z nią będąc w Korbielowie. Tam też zafascynowałam się Nordic Walking. Naprawdę polecam i sama sobie nakazuję, jak tylko przyjdzie wiosna. O zaletach tego norweskiego zjawiska na pewno napiszę osobny post, bo warto. 
Wracam do diety Bardadyna, tutaj możecie zapoznać się z jej zasadami. Uważam, że ją za bardzo fajna i jest  moją alternatywą, gdyby jakimś cudem nie wyszło mi z Dukanem. Jest prosta i też daje dobre efekty, przynajmniej u mnie. Również w niej doceniono zbawienne działanie otrębów. Będąc na niej piekłam pełnoziarniste pyszne chleby, a dzień zaczynałam od koktajli. Mój układ pokarmowy pracował  dzięki temu jak należy z taka dokładnością, że mogłabym w toalecie odbijać kartę zegarową :)

Jednak zdecydowałam się na Dukana, o czym pisałam, we wcześniejszym poście i dziś po prawie miesiącu mam poczucie spokoju. Nigdy wcześniej, po miesiącu innej diety, nie miałam takiego uczucia! Wiem, że na jakiekolwiek smaki przyjdzie mi ochota, mogę sobie coś przyrządzić i rozkoszować się kulinarną "rozpustą".  Nie odczuwam kompletnie ograniczenia wynikającego z określonej listy dozwolonych produktów, bo można znaleźć alternatywę właściwie dla wszystkiego, a spadek wagi wynagradza te swoiste "oszustwa". Przyzwolenie jedzenia do woli, działa na mnie w tak pozytywny sposób, że właściwie nie mam ochoty tego nadużywać, a odchudzanie stało się dla mnie przyjemnością.  
Mam nadzieję, że  takie przekonanie będzie mi towarzyszyć do końca mojej przygody z Dukanem i życzę tego wszystkim dukającym :)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz